Hai! :3 Przepraszam, że ostatnio nic nie wstawiałam, ale w tym tygodniu musiałam napisać aż dwie prace na konkurs z j. polskiego i chcę się jedną pochwalić przed wami;D No i musiałam jeszcze napisać artykuł do gazetki szkolnej i wg... Przepraszam! W weekend i jutro się poprawię;D No i jeszcze przyszły tydzień i święta;D <3
Tak, czy siak.. Wstawiam Zialla mojego autorstwa, który byłby dłuższy, ale na konkurs były dozwolone maksymalnie 3 strony... Więc życzę przyjemności i mam nadzieję, że jakoś to skomentujecie w przeciwieństwie do mojej polonistki:3
PS Wiem, że Hazza, Zayn i Niall nie są w tym samym wieku, ale proszę was o wyrozumiałość - to było potrzebne dla fabuły:3
PSS Nie wiem czemu post podzielił mi się na akapity, tak jakoś...
Opracowała: B
PS Proszę o oceny i komentarze!! Btw, też macie zaciesz, jak myślicie o świętach??:D
Tak, czy siak.. Wstawiam Zialla mojego autorstwa, który byłby dłuższy, ale na konkurs były dozwolone maksymalnie 3 strony... Więc życzę przyjemności i mam nadzieję, że jakoś to skomentujecie w przeciwieństwie do mojej polonistki:3
PS Wiem, że Hazza, Zayn i Niall nie są w tym samym wieku, ale proszę was o wyrozumiałość - to było potrzebne dla fabuły:3
PSS Nie wiem czemu post podzielił mi się na akapity, tak jakoś...
Wasza B
-----------------------------------------
„To nie jest koniec”
Biegłem chodnikiem i nie przeszkadzał mi
nawet padający deszcz, który sprawił, że przemokłem do suchej nitki, a moje
książki w plecaku pewnie były całkowicie mokre i zniszczone. Nawet nie
poczekałem na autobus, ale nie mogłem, musiałem być jak najszybciej w domu –
sam. Kilka ostatnich metrów pokonałem, jak najsprawniej potrafiłem, by otworzyć
drzwi do domu. Zatrzasnąłem je, by każdy wiedział, że już wróciłem i mam podły
humor. Na posadzkę kapały krople wody z moich włosów, a ja nie zdejmując
kurtki, pobiegłem do kuchni, słysząc tam przytłumione głosy. Rodzice siedzieli
przy stole i pili popołudniową herbatę. Rzuciłem głośno torbę na podłogę, by
mnie zauważyli, a kiedy ich wzrok zwrócił się na mnie, przygryzłem dolną wargę
– „Teraz albo nigdy.”.
- Przemyślałem to i chcę
jechać do Brighton… - powiedziałem opanowanych głosem, po czym dodałem. – Mam
nadzieję, że będziemy mieszkać blisko jakieś lodziarni.
Poczekałem na ich
parsknięcie śmiechem i ruszyłem schodami na piętro, przeskakując kilka stopni
na raz, wbiegłem do mojej sypialni. Zatrzasnąłem drzwi i oparłem się plecami o
nie. Zacisnąłem mocno powieki, a łzy zaczęły mimowolnie spływać mi po
policzkach. Mówiłem sobie, że muszę być silny, ale chyba byłem taki przez zbyt
długi czas. Opadłem bezradny na podłogę i pozwoliłem sobie na wypłakanie
wszystkich emocji, których ostatnio doświadczyłem.
„Jakiś czas temu przeprowadziłem się z
Mullingaru w Irlandii do Londynu, czyli jednego z ważniejszych miast Wielkiej
Brytanii. Moja rodzina nie należała do zamożnej i często się przeprowadzaliśmy,
gdy mój ojciec otrzymywał lepsze oferty pracy. Jednak nigdy nie wyjeżdżaliśmy z
kraju, jak to było tym razem. Myślałem, że tutaj zacznę nowe życie, które
jednak po pewnym czasie zaczęło przypominać mi istne piekło. Najgorsze było
chodzenie do szkoły, ale nie mam tu na myśli nauki, lecz to, że nikt nie
szanował mojej „odmienności”.” – przeczytałem swój ostatni wpis w notatniku. Szedłem właśnie korytarzem
szkolnym, gdy ktoś z ogromną siłą popchnął mnie na szafki, a ja uderzyłem w nie
tak mocno, że zabrało mi aż dech w piersiach. Automatycznie wypuściłem z rąk
moje książki, zeszyty i rzecz jasna notatnik.
- Uważaj, jak leziesz! –
krzyknął mój roześmiany napastnik, gdy przybijał piątkę z jakimś maturzystą.
Obróciłem oczyma i pomyślałem: „Znowu się zaczyna.”. Harry podszedł do mnie i
pomógł mi zbierać moje rzeczy. Wyciągając rękę po książkę od biologii,
spojrzałem na jego ciemne loki, które dodawały mu uroku, ale on był tylko moim
przyjacielem, nigdy nie pomyślałem o nim w „ten sposób”.
- Nie przejmuj się,
Craig jest w drużynie zapaśniczej i musi sobie nadrabiać brak inteligencji. –
zaśmiał się Harry, a ja się lekko uśmiechnąłem. Razem z nim chodziłem do klasy
i przyjaźniliśmy się prawie od początku roku szkolnego. Siadywaliśmy razem na
lekcjach, jedliśmy lunche we dwójkę i spędzaliśmy ze sobą dużo czasu wolnego.
Harry też był w tej „drugiej lidze”, jak ja, ale on był przynajmniej jakoś szanowany
w tej szkole.
- Styles… Słyszałem, że…
- zacząłem i przerwałem, gdy podeszliśmy pod salę od biologii.
- Tak? – zauważył, że
jestem niepewny, czy powinienem pytać, więc od razu dodał. - No dalej, nie
wstydź się, Irlandczyku. – mruknął trochę zniecierpliwiony przyjaciel.
- Słyszałem, że ty i ten
o dwa lata starszy… W sensie my mamy 17, a
on 19 lat.. No ten maturzysta… - zacząłem pokrętnie, bo nie wiedziałem,
jak zapytać o to prosto z mostu.
- Hah, za to cię
uwielbiam! - klasnął w dłonie Harry, gdy
prawie tarzał się ze śmiechu.
- Ty i Louis Tomlinson
to na serio? – zapytałem oschle, bo jego reakcja zadziała mi na nerwy.
- Hm… Nie… chociaż może
tak… - odpowiedział ze swoim wyraźnym, brytyjskim akcentem, a w jego głosie
było słychać tą charakterystyczną chrypkę. Chciałbym, żeby ten chłopak chodził
ze mną na wszystkie zajęcia pozalekcyjne, wtedy nie czułbym się tak samotnie. Poza
nim nie miałem tutaj żadnych znajomych, ale
wrogów na pewno nie zdołałbym policzyć na palcach dwóch rąk. Jednak gdy
dzisiaj popołudniu poszedłem na zajęcia plastyczne i zobaczyłem na nich samego Zayna Malika, czułem, jak moje serce
wykonuje obrót o 180 stopni. Usiadłem obok niego w ławce i bez słowa zacząłem
kończyć mój projekt.
Co chwilę ukradkiem
spoglądałem na jego piękne, ciemne włosy, które ułożył za pomocą żelu. Miał
korzenie pakistańskie i był bladym mulatem, a do tego był w moim wieku.
Dzisiaj ubrał się w
baseballową bluzę naszej szkolnej drużyny, a gdy wdychałem powietrze, czułem
zapach jego silnych, męskich perfum.
- Tylko nie mów nikomu,
że mnie tu widziałeś, ok? – zapytał Zayn, nachylając się do mnie i spoglądając
mi w oczy. Jego czekoladowe tęczówki przyciągnęły mój wzrok na dłużej. Chłopak
pomachał mi dłonią przed oczyma, bym mu odpowiedział, a ja tylko przytaknąłem
ruchem głowy. Malik miał w szkole opinię Bad-boya i najwyraźniej starał się ją
zatrzymać. Bardzo go lubiłem, czasem mój najlepszy przyjaciel sobie żartował,
że Malik jest moją ukrytą miłością i chyba nawet miał rację… To dla tego
chłopaka zapisałem się na zajęcia z piłki nożnej, której wielkim fanem nie
byłem. Spojrzałem na to, co rysował i byłem zaskoczony. Zawsze sądziłem, że
rysowanie i malowanie to moje broszki, a teraz byłem najnormalniej w świecie
zazdrosny, jednak nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy sobie uświadomiłem, że
Zayn zaczął mnie zauważać i nawet się do mnie odezwał.
- Hm… Niall, czy
mógłbym? – z rozmyśleń wyrwał mnie jego mocny głos, a on w ręku trzymał moją
temperówkę.
- Tak, jasne bierz. –
rzuciłem, jakby od niechcenia, ale wydawało mi się, że poszedłem kilka oktaw w
górę z powodu stresu. Zayn tylko się uśmiechnął, a potem nie rozmawialiśmy do
następnego dnia, czyli treningu piłki nożnej. Przebraliśmy się w szatni i
wybiegliśmy całą drużyną na boisko.
- Dzisiaj sobie pogramy,
ciamajdy. – krzyknął donośnie trener Ticks, który był znany ze słabego
panowania nad sobą. – Wybiera Zayn i Liam! – dodał równie głośno, wybierając na
liderów dwóch najlepszych zawodników i jednocześnie jego ulubieńców.
- Ja pierwszy… -
oznajmił Malik i zaczął spoglądać na wszystkich chłopców w drużynie. – Wybieram
Horana! – krzyknął i wskazał na mnie ręką. Byłem w wielkim szoku, ja nawet
dobrze piłki nie umiem prowadzić, a chłopak mnie wybiera na pierwszym miejscu. „Chyba
chce się odwdzięczyć za to, że nie wydam go z tym rysunkiem…” – pomyślałem.
- Kogo bierzemy? –
zapytał mnie, szepcząc, a jego ciepłe wargi muskały przy tym moje
ucho - moje serce na
chwilę stanęło.
- Hm… Może Josha? –
zaproponowałem niepewnie, a on przytaknął i się uśmiechnął. „Zayn jeszcze nigdy
nie był dla mnie, dla kogokolwiek taki miły…” – przeleciało mi przez myśl.
Kiedy wybraliśmy
zespoły, zaczął się mecz. Starałem się grać, jak najlepiej potrafię, ale i tak
wiele moich prób podania lub strzału kończyło się niepowodzeniem. Raz dostałem
piłkę i prowadziłem ją już, a kiedy byłem przy bramce – poślizgnąłem się na
mokrej od deszczu murawie. Byłem zawiedziony, ale On wtedy do mnie podszedł i
pomógł mi wstać.
- Każdemu mogło się
zdarzyć, następnym razem będzie lepiej! – zaśmiał się Malik, a ja się
uśmiechnąłem i zrobiłem to jeszcze szerzej, gdy zmierzwił moje blond włosy i
odbiegł, by pomóc napastnikowi na lewym skrzydle. Pamiętam, że od tamtej chwili
byłej jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie, aż do pewnego feralnego
wieczora. Wróciłem właśnie z treningu i wszedłem do kuchni, gdzie reszta
rodziny już na mnie czekała.
- Hah, nie uwierzycie!
Strzeliłem dzisiaj 2 bramki, a nasza drużyna odniosła ogromną wygraną! –
wykrzyknąłem radosny, dając się ponieść emocjom.
- No… Moja krew! W końcu
Niall znaczy „zwycięstwo” w Irlandii, co nie? Nie bez powodu daliśmy ci takie
imię… - odpowiedział mój ojciec tym samym, podekscytowanym tonem, co ja. Mama
siedziała ze spuszczoną głową i dopiero po chwili zauważyłem, że łzy spływają
jej po policzkach.
- Co się stało? –
zapytał poważny i podszedłem do matki, by ją objąć.
- Nie mamy zbyt dużo
środków, jak wiesz, a uczelnia w Brighton chce ci dać stypendium… - zaczęła
matka, urywając, gdyż widziała, jak wyraz mojej twarzy gwałtownie się zmienia.
- Dopiero co, zaczęło mi
się tu podobać! – odsunąłem się od niej. – Wreszcie zacząłem mieć normalne
życie! – wykrzyknąłem, a słysząc tylko „Niall, tak będzie lepiej” w odpowiedzi,
wbiegłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko, w które zacząłem uderzać
dłońmi zaciśniętymi w pięści. Jedynym uczuciem jakie teraz czułem była złość,
która mną całkowicie owładnęła. Przez ostatni miesiąc zdążyłem bardzo się
zbliżyć do Zayna, który teraz był główną przyczyną mojego dobrego samopoczucia.
Zaczęło się, gdy Malik raz odprowadził mnie pod dom, a potem począł robić to coraz częściej. Na
wspólnych lekcjach angielskiego machał mi z przeciwległego rzędu, a z czasem siadywał na lekcjach ze mną w ławce.
Kiedy indziej spytał się mnie, czy chciałbym z nim zjeść lunch, a ja bez
wahania się zgodziłem. Czasem wydawało mi się, że zbyt łatwo i szybko ze
szkolnego Bad-boya stał się takim miłym i ciepłym chłopakiem w stosunku do
mnie. Teraz gdy słyszałem przezwiska i obelgi na mój temat, nie reagowałem, nie
widziałem w tym sensu – byłem „inny” i się tego nie wstydziłem.
Raz, kiedy Zayn mnie
odprowadzał po lekcjach, szliśmy ramię w ramię, a on bez słowa splótł swoje
ciepłe palce z moimi. Nikt nas nie widział, ale i tak jego zachowanie nie
pasowało mi do tego „dawnego Malika”. Stojąc pod wejściem, uśmiechnął się i
pochylił, a moje usta złączyły się w pocałunku z jego rozgrzanymi i trochę
spierzchniętymi wargami. Nie wiedziałem co robić, chciałem tego, ale myśl, że
coś może pójść nie tak, sparaliżowała mnie doszczętnie, więc tylko stałem
oniemiały. To z nim po raz pierwszy całowałem się z chłopakiem i musiałem
przyznać, że bardzo mi się to podobało. Od tamtego popołudnia spędzaliśmy ze
sobą dużo czasu wolnego, a Zayn przestawał być moją ukrytą miłością, którą
miałem szansę tylko podziwiać z daleka. Mówiłem mu o wszystkim, a on z czasem
sam zaczął mi się zwierzać. Nie byliśmy już zwykłymi znajomymi, łączyło nas coś
więcej, tak mi się przynajmniej wydawało. Przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy
prawie nierozłączni.
Dzisiaj kiedy po
treningu wyszedłem prędko z szatni, bo spieszyłem się do domu, musiałem się
wrócić, bo zapomniałem jednej książki, która najprawdopodobniej musiała zostać
w szafce. Wchodząc do szatni usłyszałem śmiechy. Zayn stał tyłem do reszty
zespołu, a ci szydzili z niego. Podszedłem do Malika i dotknąłem jego ramienia,
chciałem się spytać, co się dzieje.
- Nie dotykaj mnie… -
warknął, po czym wybiegł z pomieszczenia na korytarz.
Stałem oniemiały w tej
samej pozycji i nagle wszystko się wyjaśniło. Kilka osób z drużyny szeptało
teraz między sobą, że Malik, tak ten Bad-boy jest gejem, pedałem, a i gorsze
określenia padały. Ścisnąłem mocno wargi i wybiegłem z szatni, mając nadzieję, że go spotkam. Stał
sam, a korytarz był zupełnie pusty, pakował coś do swojej szafki, a ja do niego
podszedłem.
- Zayn, nie zwracaj na
nich uwagi… - powiedziałem, a on trzymał spojrzenie na swojej szafce. Powoli
się obrócił do mnie i przygryzł wewnętrzną stronę policzka.
- Wiesz, co jest
najgorsze? – zapytał ostrym tonem, przechylając głowę i podchodząc do mnie o
krok.
- Co? – spytałem,
marszcząc brwi. Znałem go na tyle, by wiedzieć, że nie panuje nad swoimi
uczuciami, ale teraz wiedziałem, że musiało się stać coś naprawdę okropnego. Złapał
moje dwie ręce nad łokciami i obrócił mnie, uderzając moim ciałem o szafki
szkolne. Znów poczułem, że tracę dech w piersiach, a serce prawie wyrywało się
z mojej klatki piersiowej.
- Najgorsze jest to, że
nie powinni mnie tak nazywać… - rzekł wściekły, a ja ukradkiem spojrzałem na
jego malinowe usta. Nagle rozległ się dzwonek, a kilku uczniów wyszło na
korytarz i poczęło spoglądać na naszą dwójkę. Zayn nie zwracał na nich uwagi, a
właściwie wyglądał, jakby chciał ich towarzystwa. Hipnotyzował mnie wzrokiem,
kontynuując. – To był tylko zakład, Niall! Oni mnie w to wciągnęli. Chłopaki z
drużyny chciały wyciąć takiej niedojdzie, jak ty kawał… - skończył, a ja
odwróciłem swoje spojrzenie w pustą przestrzeń obok nas. Przygryzłem wargi,
próbowałem powstrzymać się od tego, co w tej chwili poczułem, gdy cała prawda
się wydała.
- Przez myśl nie
przeszło mi nigdy, że ktoś taki, jak ty by mi się spodobał. Jesteś mężczyzną,
tak samo jak ja… Powinieneś wiedzieć, że nic do ciebie nie czułem. –
wypowiedział, a ja znów spojrzałem w jego oczy, które jeszcze niedawno były
pełne sympatii, jednak teraz mogłem dostrzec w nich tylko żal i drwinę.
- Czyli to koniec? –
zapytałem, a mój głos zadrżał na końcu zdania.
- Hah… Jesteś nie
możliwy! – krzyknął mój rozmówca, puścił mnie i się odsunął o krok, stając na
środku przejścia. Obrócił oczyma. – To nie jest koniec… Bo nigdy, przenigdy nic
między nami nie było. – rzucił zdenerwowany, a ja zacisnąłem mocniej wargi i
zrobiłem coś, co sądziłem, że nigdy się nie stanie – po prostu wybuchłem.
- Było! Czemu nie chcesz
tego przyznać! Wszyscy znają prawdę! – krzyknąłem.
– Hah, zabawny jesteś – mruknął i dodał. –
Wszyscy ją znają, oprócz ciebie. – poszedł wzdłuż korytarza i będąc do mnie tyłem, dorzucił jeszcze oschle.
- Jedź do Brighton, nie masz co tu robić, Horan.
Czułem, jak ziemia osuwa
mi się spod nóg. Wszystko, co było moim szczęściem i życiem zarazem, okazało
się teraz fikcją…
Opracowała: B
PS Proszę o oceny i komentarze!! Btw, też macie zaciesz, jak myślicie o świętach??:D
Właśnie go przeczytałam *__* Jeśli śliczny <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i też zapraszam do sb www.youonlyliveonce2509.blogspot.com:)
CUUUUUUUUUUUUUUUUUUDOO <3 szkoda że tak sie kończy ale takie imaginy tez są zajebiste *-* Jasne że mam zaciesz na myśl o świętach ^^ Na mojej liście jest 76 punktów *O* L0L rodzina musi mieć z czego wybierać xdde Kocham i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń-Alicja <#
Taki smutny. A przecież idą święta...
OdpowiedzUsuńJapierdole jakie cuuudo... Ryczalem jak nigdy... Piekne. Konkurs masz wygrany... <333. Kacper. xxx.
OdpowiedzUsuńsuperaśne opowiadanie, pisz więcej:)) Co prtawda to nie mój blog, ale jest super i warty przeczytania, zapraszam:))
OdpowiedzUsuńhttp://imaginyoonedirection1dmraukicie.blogspot.com/