niedziela, 14 października 2012

Imagine - Louis (IX)



No dobra, to ponieważ dawno nie było naszego Supermana to oto on! Taa daa! Hahaha! Wiecie, że ostatni imagine o Zaynie ma dokładnie 69 wejść??Hahah!
Już dawno zaczęłam pisać ten imagine i znalazłam w nim komentarz od X : JA:"Nie ważne...A jutro może rozdział, jak przestanę się kłócić z X, co do jego... oprawy stylistycznej...(tak chyba mogę to nazwać)" --> X*teraz pisze*"...i tak wiesz, że będzie po mojemu...masz ten rozdział napisać jak się umawiałyśmy!"--> B *odpowiedź dla X*"Przestań mi zaglądać w kopie robocze i zmieniać ich treść!!)" X---> 'Nigdy...!." Boże, wracam sobie do moich kopi roboczych, a tam ciągle notki od X, jak to powyżej...Ale i tak ją bardzo kocham :)O.o A i na koniec.. Chcę dodać, że mamy już 30 obserwatorów i już ponad 34 000 wejść:D Viva la Polish Directioners!!:D I proszę WAS jeszcze raz o rozgrzeszenie, bo się przy tym mega postarałam...

--------------------------------------------------------

Mieszkasz w Londynie od kiedy pamiętasz. Twoja rodzina przeniosła się tutaj z Polski kiedy miałaś zaledwie 5 lat, a teraz chodzisz już do liceum razem z kilkoma twoich współlokatorów. Pamiętasz jak było trudno nauczyć się nowego języka i nowej kultury... Musieliście się przenieść, bo na utrzymanie 4 dzieci nie wystarczała pensja waszych rodziców. Wszystko się ułożyło po przeprowadzce, a teraz jesteś "szczęściarą" mającą 5 braci. Czasem zastanawiasz się jak twoi rodzice to wytrzymują... No właśnie jeśli chodzi o tą 6 mężczyzn w twoim rodzinnym, dużym domu, to problem polega na tym, iż są mężczyznami, co łączy się z pochłanianą przez nich żywnością. Zawsze kiedy robisz zakupy spożywcze (bo to zwykle do ciebie należy ten obowiązek, czasem pomaga ci mama, ale rzadko), to wszyscy obcy uważają iż zbierasz zapasy na wypadek rozpoczęcia apokalipsy. Po zakupy zawsze wybierasz się do MAKRO, bo jest to sklep, w którym znajdziesz wszystkie firmy od A do Z oraz możesz tam robić gigantyczne zapasy, plus sklep jest wcześnie otwierany i dosyć późno zamykany.
Dzisiaj wstałaś o wczesnej godzinie i oczywiście musiałaś iść zrobić zakupy dla tych potworów zwanych twoimi braćmi. Wróciłaś około 10 ze sklepu i okazało się, że zapomniałaś bardzo oczywistej rzeczy...MLEKA! Prawie każdy w twoim domu jadł płatki na śniadanie... Dlatego nie było opcji - musiałaś tam wrócić po mleko. Mogłabyś podjechać autobusem do bliższego spożywczaka, ale w MAKRO mieliście zniżkę dla stałych klientów, a musiałaś trochę tego mleka kupić... Więc wyskoczyłaś z domu i podeszłaś dwie ulicę do przystanku i wsiadłaś w najbliższy autobus. 15 minut później wchodziłaś już do sklepu. Gdyż nie spieszyło ci się zbytnio do domu, a wręcz odwrotnie, to powoli przechadzałaś się wśród wysokich regałów. Przystanęłaś przy stoisku z grami, uwielbiałaś to miejsce, kojarzyło ci się z rodzinnymi wieczorami gier, które zawsze wam towarzyszyły i odbywały się co niedzielę, a za nie wzięcie udziału grożono ścięciem głowy... Stałaś tak, aż nagle usłyszałaś czyjeś kroki, a potem jakiś głos wyrwał cię z rozmyślań.
- Przepraszam, czy mogłaby pani powiedzieć mi gdzie są napoje gazowane? - powiedział jakiś głos, który wydał ci się dosyć znajomy. Odwróciłaś się, serce zabiło ci mocniej. Stanęłaś twarzą w twarz z samym Louisem Tomlinsonem i z wrażenia otworzyłaś szeroko usta, na szczęście tylko na chwilę, bo potem się opanowałaś.
- Ja tutaj nie pracuje... - rzuciłaś, a potem ugryzłaś się w język, bo to była najgłupsza odpowiedź, jaką w życiu słyszałaś. Nigdy się tak nie stresowałaś przy żadnym chłopaku, przecież mieszkasz nawet z 6 i nic takiego ci się nie zdarzało... Ale coś w Louisie sprawiało, że nie czułaś się swobodnie. Może to ten uśmiech, oczy albo to, że był jednym z członków twojej ukochanej kapeli? Zaczęłaś się czerwienić przez swoją głupią uwagę i wiedziałaś że Lou już to na pewno zauważył, bo z twojej twarzy zawsze można czytać jak z otwartej księgi.
- Ja to wiem! Przecież gdybyś tu pracowała, to miałabyś niebieską koszulkę z gigantycznym żółtym napisem... One są strasznie nietwarzowe, więc na pewno bym ją zauważył... - uśmiechnął się tak szeroko, jak czasem można było zauważyć na jakiś zdjęciach z sesji. Nogi ci się ugięły i musiałaś potrzeć się po karku, ale odwzajemniłaś nerwowo uśmiech - Ale widzisz... Nie wiem, coś mi powiedziało, że powinienem do ciebie zagadać, więc zagadałem...- subtelnie się uśmiechnął, po czym spojrzał na pusty wózek - i miałem nadzieję, że mi pomożesz... no wiesz...jesteś kobietą - spojrzał ci w oczy - to znaczy nie, że jestem szowinistą... - podniósł obie ręce do góry w geście, że jest niewinny, a ty się nie powstrzymałaś i wybuchłaś śmiechem. Wyciągnęłaś rękę w jego stronę.
- Jasne, że pomogę! A i tak przy okazji jestem [Twoje imię]...- Lou potrząsnął ręką z entuzjazmem i miałaś nadzieję, że nie widzi, jak mocno zaciskasz zęby w uśmiechu.
- A ja Louis! Miło cię poznać! - spojrzał ci w oczy, nadal trzymał cię za rękę, ale przestał nią potrząsać. Patrzyłaś mu w oczy, ale potem wzięłaś rękę i opuściłaś wzrok.
- Tak wiem... - z nerwów pocierałaś palce, spojrzałaś mu w oczy - Napoje są tam... - nie patrząc we wskazany przez siebie kierunek uśmiechnęłaś się do Lou.
- W takim razie chodźmy... - Lou pchał wózek, a ty nie miałaś nic.
Krążąc między regałami chłopak wyjaśnił, że  robią dzisiaj z chłopakami przyjęcie, na którym będzie kilka ważnych osób z branży. Zaprosił cię na nie, a ty się zgodziłaś, aż nadmiernie proponując pomoc w przygotowaniach...
- Czemu, aż tak bardzo ci zależy, żeby nam pomóc [T.I]? - spytał się Lou sięgając po Coca-Colę i uśmiechając się do ciebie.
Patrzyłaś na jego usta, nie mogłaś uwierzyć, że ten słynny uśmiech, który jak na razie widziałaś na zdjęciach w kolorowych czasopismach, on właśnie teraz był wyłącznie i tylko dla ciebie. Uśmiechałaś się na samą myśl. Wytrącona z rozmyśleń, starałaś nie pokazać po sobie, że coś cię rozkojarzyło.
- Lubię pomagać... - bąknęłaś w odpowiedzi, a kiedy twój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem idola, szybko dodałaś - Poza tym, dzisiaj w domu będzie wielkie oglądanie meczu naszej drużyny baseballowej. To znaczy z chęcią bym obejrzała, ale nie mam ochoty robić za kelnerkę dla moich braci...Dzisiaj to u nas w domu kobiety głosu nie mają... - wzruszyłaś na koniec ramionami jakby od niechcenia, a Lou spojrzał ci w oczy i uśmiechnął się tak serdecznie i szczerze, że chyba każda osoba w promieniu 5 metrów odwzajemniała ten uśmiech tak jak ty...
- Ilu masz braci? I w jakim są wieku...? Przepraszam, ale mówisz o nich jak o... sforze psów... - Lou zmarszczył brwi, kiedy przechodziliście wzdłuż słodyczy, ale potem spojrzał na ciebie...Uśmiech nie znikał z twarzy tego chłopaka...
- Mogliby być psami... - Lou parsknął, a ty się uśmiechnęłaś - Mam lepszy pomysł...Zgaduj, ilu mam braci! - Chłopak spojrzał na ciebie z ukosa robiąc uśmiech cwaniaka.
- Jakaś mała podpowiedź? - spytał błagalnym tonem wkładając cukier do wózka.
- Moich braci jest dokładnie tylu, ilu liczy pewien brytyjsko-irlandzki boysband, który został stworzy w X factorze... Już bardziej nie mogę ci pomóc! - wzruszyłaś ramionami  i udałaś smutną minę.
- Hmm... - przystanął na chwilę, zasępił się i spojrzał na swoje buty... - Brytyjsko-irlandzki... Zwykle byli sami Brytyjczycy... Irlandzki? - spojrzał w górę, w nieokreślonym kierunku. - Aaa... Boysband? - na twoje kiwnięcie głowy, kontynuował. - Ostatnio coś słyszałem... - podrapał się po głowie marszcząc brwi... - A! Już wiem! Chodzi o ten co ich podopiecznym był Simon? - zapytał, a ty czułaś, że zaraz wybuchniesz śmiechem - ten chłopak był zbyt dobrym aktorem i komediantem. - Jak oni się nazywali... One... One... One way! Zgadłem? - zapytał, patrząc ci w oczy z nadzieją. 
- Nie... ale blisko jesteś... - zaśmiałaś się.
- One... One... - mruczał pod nosem. Coś sprawiało, że było ci trochę smutno z powodu tego chłopaka. 
- One Direction - powiedziałaś, a wasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Tak! Oni są genialni! A do tego tacy zabawni... - zaczął wymieniać rozmarzonym głosem.
- I strasznie przystojni! - przerwałaś mu.
- To prawda! A ten Louis, ale on ma tyłek! - zażartował chłopak i oboje wybuchnęliście śmiechem. 
Zakupy mijały wam bardzo zabawnie, nikt by nigdy nie pomyślał, że wybieranie produktów spożywczych może być taką frajdą! Kiedy zapakowaliście rzeczy do bagażnika auta, Louis zaproponował przejażdżkę w wózku na zakupy po parkingu. Ty siedziałaś w koszu, a chłopak odpychał was nogą, a potem wskakiwał stopami na dolną półkę. Raz tak się rozpędziliście, że prawie się przewróciliście. Nigdy byś nie pomyślała o takiej szalonej zabawie, ale Lou potrafił cię chyba przekonać do wszystkiego. Gdy zaproponował, że cię podwiezie do domu - nie odmówiłaś. Zawiózł cię pod dom, podziękowałaś. Chciałaś już wychodzić i położyłam rękę na klamce samochodu. Gdy już otwierałaś drzwi, chłopak nagle się nachylił, przechwycił klamkę i zamknął drzwi. Zdezorientowana spojrzałaś w jego błękitne oczy.
- Ja przepraszam... Po prostu nie mogę uwierzyć, że to już ma być koniec... - mruknął cicho w odpowiedzi, spoglądając ci w oczy, a ty się uśmiechnęłaś.
- To co proponujesz, Tomlinson? - zapytałaś filuteryjnie. 
- Hmm.. - zawahał się, ale podjął twój styl rozmowy. - Proponuję, aby szanowna Pani udała się ze mną do mego apartamentu i... - uciął, a tobie oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek, nie sądziłaś, że usłyszysz taką propozycję z ust idola. Trzeba było jednak przyznać, chłopak działał w zawrotnym tempie. 
- I pomóc nam w przygotowaniach domu do wieczornej imprezy, a i również byłbym uszczęśliwiony, gdyby Panienka się na nią wybrała... - dokończył wcześniej urwaną myśl. Wybuchłaś śmiechem, bo nie mogłaś uwierzyć jak odmienne były twoje tory myślenia i to, co naprawdę chciał zaproponować Lou.
- Z wielką przyjemnością. - odpowiedziałaś, a Louis uśmiechnął się szerzej.
- W takim razie proszę zapiąć pasy! - zaśmiał się i ruszyliście.
Jechaliście drogami, które prowadziły was coraz dalej od centrum. Domy zaczęłaś widywać coraz rzadziej za oknami, ale zauważyłaś, że stawały się również coraz bardziej okazałe. Twoim oczom ukazała się nagle piękna biała willa, która była ledwie widoczna przez gęstą roślinność rosnącą wokoło rezydencji.
Nie zauważyłaś, jak auto się zatrzymało.
- To tutaj! - zawołał Lou, jakby to miejsce nie robiło na nim większego wrażenia. 
- Jejciu... - powiedziałaś powoli wychodząc z samochodu na podjazd usypany z drobnych, kremowych kamyczków.
- Oh, zapomniałem! - krzyknął chłopak, wyjmując zakupy z bagażnika, co sprowadziło cię na ziemię.
- Co się stało? - zapytałaś i poszłaś mu pomóc przy wypakowywaniu.
- Zapomniałem, że są jeszcze oni... - odpowiedział beznamiętnie Louis.
- Jacy oni...? - kiedy to wypowiadałaś, nagle uświadomiłaś sobie prawdę...  Za chwilę miałaś poznać całe 1D,  głowie ci się nie mieściło, że twoje największe marzenie zaraz się spełni...
Lou otworzył drzwi, chwyciłaś część zakupów, a chłopak wziął resztę i poprowadził cię do kuchni. Położyliście zakupy na stole. Louis wyciągnął jedną marchewkę i zaczął ją gryźć. 
- Oh, gdzie moje maniery... Chcesz jedną? - zapytał, a ty przytaknęłaś.
- Marchewki to moje ulubione warzywa. - zauważyłaś, rozglądając się po pomieszczeniu.
Uśmiechnęłaś się po tym, jak cię pochwalił i oparłaś się plecami o szafkę obok zlewu. Wiedziałaś, że coś jest nie tak, skoro w tym mieszkaniu na serio ma żyć piątka chłopaków. Louis kończył już marchewkę, podobnie jak ty. 
- Jest tu cicho, za cicho... - wyszeptał mrocznym głosem Louis.
Nagle jakby na słowa Lou, coś złapało cię za kostkę lewej nogi. Krzyknęłaś przeraźliwie, wyrwałaś nogę i podbiegłaś to Lou. Usłyszeliście śmiechy kilku osób. Do kuchni z sąsiedniego pokoju wszedli: Liam, Zayn i Harry. Nie mogłaś uwierzyć, że znałaś ich z plakatów i telewizji, a teraz oni stali tuż przed tobą! Jednak kogoś brakowało... 
- Niall, wyłaź już! - krzyknął, nadal się śmiejąc Harry.
Zobaczyłaś, jak Irlandczyk śmiejąc się, wychodzi z szafki pod zlewem. Skrzyżowałaś ręce na klatce piersiowej i uniosłaś brew.
- Przepraszam, nie mogłem się opanować, to było zbyt kuszące - mruknął  w odpowiedzi chłopak, gdy zobaczył twoją postawę. -
- No i po za tym.... - spojrzał za ciebie na stół. - Żarcie! - krzyknął i podbiegł do pakunków. Louis uderzył go po wyciągniętych dłoniach.
- To na przyjęcie. - zauważył Lou. - A i gdzie nasze maniery... - przeniósł wzrok na ciebie. - To jest Harry, Zayn, Liam i ten żarłok to Niall... - mówił, wskazując odpowiedniego przyjaciela.
- Dobra... bez pracy nie ma kołaczy! - zawołał Harry, a cała reszta łącznie z tobą i Lou podjęła tą propozycję, więc zaczęliście przygotowania do wieczoru. 
Chłopcy już mieli posprzątane w domu i na tarasie za nim, gdzie tak naprawdę mieli spędzić cały dzisiejszy wieczór. Musieliście tylko porozwieszać światełka na drzewach i nad basenem, porozkładać miejsca siedzące, zrobić parkiet do tańca, miejsce dla DJ'a i porozkładać stoły, aby było miejsce na przekąski. Niby nic, ale naprawdę dużo czasu wam to zajęło. Gdy to robiliście, przyszli kucharze, którzy zaczęli już przygotowywać przekąski na wieczór. Podczas ogarniania tarasu i ogrodu dużo żartowałaś z chłopcami i bardzo ich polubiłaś jako zwykłych chłopaków. Kiedy już wszystko zostało uporządkowane, podziękowali ci, a Lou powiedział, że cię odwiezie.  W aucie chłopak powiedział, że skoro przyjęcie zaczyna się za 3 godziny, to będzie po ciebie za 2 1/2 h.
- Tak naprawdę to co to za przyjęcie? - zapytałaś.
- Wiesz... takie niby dla przyjaciół, ale będzie naprawdę wiele ważnych osób z branży... - powiedział beznamiętnie, patrząc na drogę. - Czemu pytasz? - teraz chłopak przeniósł wzrok na ciebie.
- Po prostu zastanawia mnie jak to będzie wyglądało i... - ugryzłaś się w język, nie wiedząc tak naprawdę czemu. 
- I? - zapytał Lou, patrząc tobie w oczy, a ty opuściłaś wzrok, już staliście pod twoim domem.
- Bo zastanawia mnie, jak się ubrać. - wstydziłaś się tego, co mówiłaś, bo jakoś nigdy nie zwracałaś uwagi na wygląd. - No wiesz, chcę ładnie wyglądać. - dodałaś pospiesznie.
- [T.I.], ty zawsze pięknie wyglądasz. - powiedział chłopak, a ty czułaś, jak pieką cię policzki, już wiedziałaś, że jesteś czerwona jak burak i zaczęłaś się zastanawiać, co się z tobą dzisiaj dzieje... Poczułaś, jak on położył palce na twoim policzku i jak zaczął podnosić twoją twarz, abyś spojrzała mu w oczy. Ach, te jego niebieskie tęczówki! Nie mogłaś oderwać od nich oczu, a Lou zaczął ciebie powoli do siebie przyciągać. Wiedziałaś, że zaraz się pocałujesz z samym Tomlinsonem! Zamknęłaś oczy i kiedy już czułaś jego oddech na swym policzku, a wasze usta dzieliły milimetry... oboje usłyszeliście pukanie w okno przedniej szyby. Odskoczyliście od siebie i spojrzeliście na maskę auta.
- Hej, [T.I.]! To twój nowy kochaś? - zapytał jeden z trójki wyrośniętych, muskularnych chłopaków. 
- Ej, a kupiłaś mleko, Panno Zapominalska? - dodał drugi.
- Eh... Zapomnij, Josh! Pewnie byli tak w dwójkę zajęci sobą, że na pewno dopiero teraz sobie przypomniała po co wyszła! If you know what I mean! - strofował ostatni w trójki. 
- Haha! Masz rację, Evan! - zaśmiał się Josh.
Cała trójka chłopaków wybuchła śmiechem, przybiła sobie piątkę i poszli do twojego mieszkania, plotkując i oglądając się od czasu, do czasu na waszą dwójkę w aucie.
- Ty ich znasz? - zapytał Louis, a potem z chłopaków, przeniósł wzrok na ciebie. Byłaś wściekła, siedziałaś wyprostowana jak struna, miałaś wysoko podniesione ramiona, całkowicie wyprostowane ręce, a dłonie miałaś zwinięte w pięści. Teraz również byłaś czerwona, ale z innego powodu, niż wstyd.
- Miałeś szansę poznać część moich braci, starszych braci... właśnie wracali z treningu rugby - powiedziałaś przez zęby. Otworzyłaś drzwi auta i już szłaś ogródkiem do domu, gdy usłyszałaś donośny śmiech Lou w samochodzie. Uśmiechnęłaś się, bez obracania za siebie i weszłaś do mieszkania. Najpierw poszłaś i wyraziłaś swoje zdanie trójce bachorów, zwanej twoimi starszymi braćmi, najdelikatniej, jak potrafiłaś. A potem weszłaś na piętro i się zaczęło. Nigdy się jeszcze tak nie szykowałaś! Ogoliłaś nogi, wzięłaś prysznic, umyłaś włosy i je wysuszyłaś. Siedząc w samym ręczniku w swoim pokoju malowałaś się i jednocześnie rozmawiałaś z Mattem - twoim najmłodszym bratem, siedzącym na dywanie. Zawsze wiedziałaś, że tylko on jest porządny z całej piątki twoich braci. 
- Matt... podasz mi tusz do rzęs? - zapytałaś swojego 11-letniego brata, a ten podszedł do szafki i podał ci to, o co prosiłaś.
Pociągnęłaś rzęsy tuszem, siedząc na przeciwko toaletki i patrząc w lustro. Matt podszedł do ciebie i stanął przy twoim krześle.
- Wow, wyglądasz przepięknie. - powiedział.
Oboje teraz spoglądaliście na dziewczynę w lustrze, która miała wyraźne kości zaróżowionych policzków,  długie/gęste rzęsy i wyraziste niebieski cienie na powiekach, lekko przydymione tam, gdzie trzeba.  
- Dziękuję - pocałowałaś go w policzek. - A jaka szminka? - zapytałaś, wysuwając szufladkę w toaletce. 
- Ja bym wybrał tą... - Matt wskazał mocną wiśniowo-różową pomadkę. Rozczochrałaś mu włosy i wyjęłaś wskazany przez niego kolor, po czym odłożyłaś go na blat.
- A jak się ubierasz? - zapytał chłopiec.
- Myślałam o tej granatowej sukience, którą miałam na twoim zakończeniu szkoły. - spojrzałaś mu w oczy.
- Nie... To jest ważny wieczór. A ten twój Louis wydaję mi się całkiem spoko... Musisz wszystkich zaskoczyć swym wyglądem, ale jednocześnie uwieść prostotą... - powiedział twój brat i podszedł do twojej szafy. Ty się głośno zaśmiałaś. Matt był jedynym w tym domu mężczyzną, któremu mówiłaś wszystko - ufałaś mu i mogłaś zawsze liczyć na radę. Fakt, był dzieckiem, ale dzięki temu był bardziej przydatny. Jako dziecko zawsze dawał proste, ale i przydatne rady, bo dla niego wszystko było proste, a przez to, że był rodzinnym geniuszem - mógł się też odnaleźć w każdej sytuacji. Poza tym był wspaniałym słuchaczem. Z rozmyślań wyrwał cię 11-letni chłopiec.
- Ja bym wybrał to! Wiem, że nigdy tego nie miałaś, ale ona ma kolor, który wszystkim zapadnie w pamięć i... I jest jednocześnie prosta i wystarczająco długa, jak na imprezę... - powiedział Matt, pokazując kieckę.
- A co do tego, mój stylisto? - zaśmiałaś się, a twój brat to podjął - od razu pomyślałaś o Lou, który lubił żarty i zawsze dopasowywał się nastrojem/humorem do swojego rozmówcy.
- Hmm... W tym sezonie modne jest łączenie kolorów i stylów... - mruknął chłopiec, nurkując w twojej szafie.
- O to! - podał ci parę czółenek, na których uczyłaś się chodzić, gdy ci się nudziło... - A jeszcze jakaś torebka... - podrapał się po głowi i znów zajrzał do szafy. - Ta będzie idealna! - wykrzyczał, dając ci małą kopertówkę.
- A jakaś biżuteria? - zapytałaś niepewnie, bo nie można kwestionować guru mody. 
- Idź do łazienki się przebierz, a ja poszukam... - powiedział Matt.
- Dziękuję... - powiedziałaś, wstając i pocałowałaś brata w oba poliki.
- Nie ma za co! - odpowiedział uradowany. - Ale jak to spaprasz... - zagroził palcem, a ty wybuchłaś śmiechem i poszłaś się przebrać. Ubrałaś się w sukienkę, włożyłaś buty i rozpuściłaś włosy. Na szczęście było ciepło i miałaś gładkie nogi, więc nie musiałaś wkładać rajstop. Wyszłaś z łazienki. Braciszek podał ci malutkie cyrkonie na uszy i pierścionek w kształcie królika.
- No wiesz, króliki lubią marchewki, a one mają taki sam kolor, jak twoja sukienka! - zauważył, po czym odszedł kilka kroków, by spojrzeć na wyniki swojej pracy. - Wyglądasz prawie idealnie... Może zepniesz włosy? - zaproponował Matt.
- A jak Matti? - zapytałaś, siadając na przeciwko lustra.
- Pamiętasz, jak mama miała spięte włosy na ślubie? - zapytał chłopiec. Przytaknęłaś i zaczęłaś układać włosy. Oczywiście, że pamiętałaś jak wyglądała ta fryzura, zdjęcie ze ślubu rodziców sterczało za ramą lustra twojej toaletki. Fryzura była na pozór bardzo trudna do wykonania, a tak naprawdę wystarczyło 5 minut by ją zrobić w odpowiednim nieładzie. Ten look ala diva 60s, zawsze ci się podobał. 
- Teraz jesteś najpiękniejszą siostrą na świecie! - powiedział Matt, a ty pocałowałaś go w policzek. Usłyszeliście jak jakiś samochód podjeżdża pod dom. Pomalowałaś sobie szybko usta szminką, zbiegałaś po schodach razem z Mattim i pożegnałaś wszystkich. Nie zwracałaś uwagi na komentarze starszych braci o "twoim kochasiu". Wsiadłaś do auta i usłyszałaś wielkie "WOW" Lou - o taki efekt ci chodziło, gdy się szykowałaś. Dużo rozmawialiście w aucie, zwłaszcza się śmiejąc. Zaparkowaliście tam, gdzie ostatnio. Louis zaprowadził cię do domu. Widać było, że część gości się już zjechała. Dom i taras, jak i ogród wyglądały niesamowicie oświetlone drobnymi lampkami. Natknęłaś się na resztę chłopców, którzy stali obok stołu z przekąskami i prowadzili luźną rozmowę.
- Hej - przywitałaś ich. 
- O mój boże... - powiedział Liam, co było największym chyba przekleństwem w jego słowniku, a reszta od razu zlustrowała cię od stóp, do głowy. Nawet Niall przestał podżerać.
- Jaka seksbomba - zauważył Zayn, patrzą na twoje nogi i podnosząc brwi. 
- Ja nie mogę wyglądasz, jak bogini marchewek! - zawołał Niall, a wy wybuchnęliście śmiechem.
- Dzięki... - powiedziałaś, śmiejąc się. 
- Gdzie jest Lou? - zapytał Liam.
- Sprawdza coś w kuchni... - odpowiedziałaś już poważniej.
- Pójdę po niego... - podziękował ci skinieniem głowy i wszedł do willi, a za nim podążył Zayn. Niall wrócił do jedzenia, a Harry podszedł bardzo blisko do ciebie.
- Wiesz... gdyby nasz kochany Louis, nie bardzo by się tobą interesował dzisiaj, to moglibyśmy... - powiedział Harold, posyłając ci wymowne spojrzenia. Zamurowało cię.
- Hah, żart! Nie odbiłbym dziewczyny kumplowi - zaśmiał się nagle przyjacielsko Harry, odsuwając się, po czym dodał równie tajemniczym głosem, jak przed chwilą - Chyba że... - i puścił tobie oczko, podchodząc do jakiś dziewczyn.
Jedno wiedziałaś na pewno - Harry był strasznym kobieciarzem, ale kiedy wybuchł śmiechem przed chwilą, poczułaś, że mógłby być też świetnym przyjacielem, a jednocześnie na pewno jest dobrym słuchaczem, tak przynajmniej podpowiadała twoja intuicja.
Impreza, a raczej przyjęcie, rozkręciło się po około godzinie. Goście bez przerwy przybywali i przybywali. Całe One Direction było rozrywane, to przez modelki, to przez przyjaciół lub producentów. Na początku nie doskwierała ci samotność, kilka modelek pytało się, z jakiej firmy modelek jesteś. Pogadałaś sobie kilka minut z starszą panią z psem na rękach. Zaczepił cię nawet facet w średnim wieku i zaproponował udział w reklamie. Byłaś już trochę wykończona po pierwszych 2 godzinach, więc usiadłaś na ławce przy skraju ogrodu. Wodziłaś wzrokiem po tłumie, aż go odnalazłaś. Próbowałaś rozmawiać z Lou, ale on delikatnie cię spławiał. Teraz rozmawiał z jedną z tych super chudych i ładnych brunetek, z którymi zamieniłaś dwa/trzy zdania. Śmiali się szczerze, a ona położyła rękę na jego ramieniu. Dokładnie widziałaś, jak chłopak jej nie zrzucił, a jej kolano delikatnie muskało jego. 
- Przepraszam, mogę? - zapytała cię jakaś kobieta.
- Tak, oczywiście proszę... - wskazałaś miejsce obok siebie.
- Dzięki, te korki są strasznie nie wygodne - mruknęła, a ty doskonale ją rozumiałaś - twoje czółenka też pozostawała wiele do życzenia.
- Ale są przynajmniej piękne i nogi w nich świetnie wyglądają - zauważyłaś przyjacielsko, spoglądając na nogi kobiety obok.
- Hah, dzięki - zaśmiała się w odpowiedzi. - Ale to ty jesteś gwiazdą wieczoru! Wszyscy o tobie szepczą... - zauważyła, a ty rozejrzałaś się po tłumie i dopiero teraz zauważyłaś, że kilka osób szepcze i spogląda na ciebie, inni się głośno śmieją i biją brawo, wskazując twoją osobę. Twój wzrok błądził po ludziach, aż znów zatrzymał się na Louisie. Teraz stał z inną, rudą modelką przytuloną do jego boku do zdjęcia. A kiedy było  ona już zrobione, Lou szepnął jej coś do ucha, a ta się zdziwiła i zaśmiała. Byłaś strasznie zazdrosna, dostrzegając ich każdy gest.
- Eh, wiem jacy oni są... - mruknęła kobieta, siedząca z tobą na ławce.
- Kto taki? - zapytałaś nie odrywając wzroku od Lou.
- Kiedyś spotykałam się z Harrym, jak pewnie wiesz... Ale to nie było dla mnie. Ciągłe patrzenie, jak spędza więcej czasu z innymi. - powiedziała, a ty obrzuciłaś ją wzrokiem. No tak! To dlatego wydawała ci się taka znajoma, to przecież sama Caroline Flack! 
- I jak sobie z tym radziłaś? - zapytałaś z nadzieją w głosie.
- Nijak - mruknęła Caroline. - Jednak z tobą jest inaczej... Bo u ciebie chodzi o Lou, a ja byłam z Harrym... - wskazała dłonią chłopaka, którego otaczał wianuszek dziewczyn, a sam jeszcze do tego przytulał do siebie dwie piękne blondynki. Wyraźnie było widać, jak śmieją się z jego każdego żartu, ale najchętniej coś innego robiłyby z jego ustami. Z rozmyśleń wyrwała cię pewna myśl.
- Skąd wiesz o mnie i Lou? - zapytałaś niezbyt uprzejmie.
- Hah, to widać... Widać w tym jak na niego patrzysz i jak on patrzy na ciebie... - sprostowała Flack. 
- Co byś mi poradziła? - ledwie wypowiedziałaś.
- Hmm... Są dwie opcje... Jedna to zostaw go... - spojrzała oczami w niebo. - Albo jest też druga... 
- Jaka? - zapytałaś zaciekawiona, opierając się obiema rękoma o brzeg ławki.
- Zwróć jego uwagę... Podejdź, zagadaj, zastąp DJ'a, wskocz do basenu albo najzwyczajniej zrób coś, na co pewnie obie mamy ochotę...
- Czyli? - przeniosłaś wzrok z jej butów, na jej twarz.
- Czyli [T.I.], wynośmy się stąd - zruszyła ramionami Caroline.
- Najlepsza z opcji chyba, nie licząc basenu... - zaśmiałaś się, a Flack to podjęła i odwzajemniła. Ruszyłyście na parking, dziennikarka zaproponowała ci, że cie podwiezie. Dużo rozmawiałyście podczas drogi i zdziwiło cię, że tak dobrze dogadujesz się z kimś o wiele starszym, a do tego prawie nieznajomym. Gdy byłyście już pod domem, podziękowałaś za wszystko.
- Nie ma za co... - uśmiechnęła się Caroline - ale wiesz jakbyś chciała iść na kawę, zakupy albo po prostu zadzwonić... - powiedziała, wręczając ci wizytówkę.
- Dzięki, na pewno skorzystam. Trzymaj się! - odpowiedziałaś, a Flack też zawoła, żebyś się trzymała. Weszłaś do domu i poszłaś prosto do pokoju. Zdjęłaś ubrania, wzięłaś prysznic, ubrałaś się w gruby dres. Matt zrobił ci kakao i razem z tobą siedział w framudze twojego okna.
- Nie powinieneś już spać? - spytałaś, widząc jak 11-latek przysypia. - Marsz do łóżka!
- Już idę, mamo! - mruknął niewyraźnie chłopczyk i wyszedł z twojego pokoju. Oglądałaś rozgwieżdżone niebo, pijąc kakao. Nagle usłyszałaś jakieś auto pod domem. Dobrze znałaś ten samochód - był to wóz Tomlinsona. Patrzyłaś, jak chłopak podąża trawnikiem i wchodzi na werandę. Chwilę później słyszałaś wołanie mamy na dół. Zszedłaś niechętnie po stopniach. Wyszłaś na werandę i zamknęłaś za sobą drzwi. Lou podszedł do ciebie z bukietem... marchewek. W normalnych okolicznościach byś się uśmiechnęła, ale musiałaś pamiętać o tym co się stało.

- Impreza się skończyła? - zapytałaś beznamiętnie.
- Nie, trwa w najlepsze! To dla ciebie... - opuścił wzrok na podłogę, wręczając ci prezent. - Po prostu zauważyłem twój brak... - spojrzał ci w oczy i kontynuował - Posłuchaj, wiem, że to co robiłem było niemiłe. Nie powinienem był cię odtrącać i to jak zachowywałem się w stosunku do innych, ja przepraszam... Ja naprawdę nie chciałem, po prostu jakoś tak wyszło. Ale gdybym mógł i gdybym miał szansę, zrobiłbym wszytko, żeby to naprawić i ci wynagrodzić! - mówił Louis, a ty nie mogłaś się powstrzymać i pocałowałaś tego chłopaka. Gdy się oderwałaś od niego, on nadal był zdziwiony, po czym ujął twój policzek, a drugą ręką przyciągnął cię do siebie.
- Wyglądasz wspaniale... - zauważył, po czym cię pocałował. Wasze wargi połączył długi, delikatny pocałunek, który nie miał być ostatnim między waszą dwójką.


KONIEC


Opracowała: B

PS Kto chcę kontynuację opowiadania "So What"?
PSS Będę wdzięczna za komentarze:D  


 

2 komentarze:

  1. No to wracam z zaświatów;) Nie piszę tego, bo się Ciebie boję(chociaż może trochę X(dziwnie jest mi tak o niej pisać)...), ale dlatego, że chcę ci zrobić przyjemność. Nie będę pisać nic o Imagine, bo znasz moje zdanie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu przepraszam że tak późno! IMAGIN GENIALNY!
    świetny, cudowny, zajebisty..i uwierz ze długo mogłabym tak wymieniać <3 Czy ten ddyk dla mnie jest aktualny? tak pytam bo nie wiem ;P
    Kocham i pozdrawiam
    -Alicja <#

    OdpowiedzUsuń