Wyjechałaś na studia do Londynu, studiujesz aktorstwo i od
kiedy sięgasz pamięcią marzysz o dostaniu roli jakiejś sportsmenki albo
tancerki… Poza tym masz świetną figurę… trudno się dziwić, w końcu jesz 5
porcji warzyw codziennie i biegasz 5 lub 10 km każdego ranka…
~~ Pewnego popołudnia~~
Rano już biegałaś i byłaś na zajęciach z historii kina, a
teraz poszłaś gdzieś usiąść z notatkami. Weszłaś do kawiarni, zajęłaś miejsce
przy ścianie. Rozłożyłaś notatki na stole, zamówiłaś herbatę
i wyciągnęłaś śniadaniówkę, w której znajdowały się marchewki. Czytałaś
o Audrey Hepburn i o Jamsie Deanie kiedy podszedł do ciebie jakiś chłopak i
spytał się, czy może z tobą usiąść… Zgodziłaś się, ugryzłaś marchewkę, po czym
usłyszałaś…
Lou: Przepraszam, ale mnie to ciekawi… Skąd pochodzisz
Marchewkowa Pani? [ale rym;)]
*Głos wydał Ci się znajomy, zamarłaś na chwilę, przestałaś
przeżuwać warzywo i… Dopiero teraz podniosłaś wzrok znad kartek i prawie się nie zakrztusiłaś…*
Ty: Ja? Jestem [Twoje Imię] i jestem z Polski… <Byłaś
trochę zdziwiona, ale stwierdziłaś, że będziesz robić dobrą minę do złej gry…
więc dodałaś…> Ale ja też mam to samo
pytanie, tajemniczy Przysiadający się Panie.
Lou: Hah, stąd… Ale ty [T.I.] chyba już chyba o tym wiesz… <Opuścił wzrok
i spojrzał z cwaniackim uśmiechem na twój zeszyt, po czym podniósł oczy na
Ciebie nadal się uśmiechając>
*No tak… Od zawsze byłaś fanką One Direction i dlatego okleiłaś sobie zeszyt
od notatek ich zdjęciami… I co? Sam Louis Tomlinson, do którego masz słabość,
musiał go zobaczyć! Stwierdziłaś, że najlepiej zmienić temat, ale nic Ci nie
przychodziło do głowy…*
Ty: Może marchewkę?
Lou: O jasne, z wielką chęcią! <uśmiechnął się tym razem
swoim słynnym słodkim uśmiechem?>
*Przez chwilę się w niego wpatrywałaś, dopóki on nie zwrócił
na to uwagi… Wtedy pospiesznie spojrzałaś na notatki i przewróciłaś kartkę, jak
gdyby nigdy nic...*
Lou: Nie chciałbym być dociekliwy, ale co to? <Dotknął
palcem wskazującym kartkę tuż obok twojej ręki, a potem spojrzał Ci prosto w
oczy>
*Prawie nie rozerwałaś zeszytu na pół, odwzajemniłaś jego
spojrzenie… stwierdziłaś, że to może być twoja jedyna szansa na to, by sobie
nie pomyślał, że jesteś jakąś zwariowaną na jego punkcie dziewczyną… "Kobieto,
weź się w garść!" powtarzałaś sobie w
głowie…*
Ty: A to… <powiedziałaś już z mniejszym stresem> To
tylko moje notatki z historii kina.
Lou: Wow… studjujesz? <jego uśmiech zbladł, spuścił wzrok
i zaczął się wpatrywać w kubek herbaty> Pewnie masz mało czasu na randki…
<Podniósł wzrok i spojrzał Tobie prosto w oczy z tym swoim słodkim
uśmiechem>
*"Louisie Tomlinsonie, czemu musisz być takim świetnym
aktorem!" zaklęłaś w duchu…*
Ty: To zależy dla kogo… <powiedziałaś wymijająco>…
Lou: A czy dla kogoś takiego jak ja znalazłoby się trochę
czasu? <znów ten uśmieszek!>
Ty: <wspięłaś się na szczyt swoich możliwości
aktorskich> Może… <Odpowiedziałaś obojętnie, nachyliłaś się
bardziej w jego stronę i tym razem to ty zanurzyłaś swój wzrok w jego
oczach>
Lou: Tylko może? Liczyłem na… hmm… bardziej sprecyzowaną
odpowiedź [T.I.]… < Położył swoją dłoń na twojej ręce >.
*Momentalnie przestałaś się zalotnie uśmiechać, właściwie to
w ogóle przestałaś się uśmiechać i zwróciłaś wzrok na wasze ręce, czemu
częściej Ci się to nie zdarza… "Ej, nie wypadaj z roli" podpowiedział Ci twój
wrodzony instynkt… "Czas wracać do pracy!"…*
Ty: Może w takim razie ty coś zaproponujesz? <włożyłaś
nogę na nogę tak, że teraz lekko dotykałaś jego kolana>.
Lou: <widać Louisa trochę to zaskoczyło, więc
odpowiedział Ci bardzo pośpiesznie> Masz teraz czas?
Ty: <szybkie spojrzenie na zegarek> O, już powinnam
się zbierać do dom…
Lou: Świetnie! Odprowadzę Cię!
Ty: Właściwie to dobry pomysł…
* Idąc cały czas rozmawiacie o wielu rzeczach… Aż nagle
Louis złapał Cię za rękę, a ty szybko na nie spojrzałaś, po czym znów zwróciłaś
na niego oczy…*
Lou: Wiesz… nigdy jej nie puszczę, [T.I.] …<Uśmiechnął
się słodko>
Ty: Ale ty wiesz, że ja jak na razie, nie chcę z Tobą iść razem pod prysznic, co
nie?
*U was oboje wywołało to salwę śmiechu… Aby dostać się do
twojego domu musieliście przejść przez cały Hyde Park i Green Park, a to jednak
spory kawałek, jednak w ogóle nie zauważyliście, jak już staliście przy drzwiach… Louis
zaproponował, że odprowadzi Cię pod same drzwi Twojego mieszkania, bo nie
wiadomo co Cię może spotkać po drodze, więc weszliście do kamienicy i
zaczęliście wchodzić po schodach, aż w końcu stanęliście naprzeciwko siebie
przed twoimi drzwiami…*
Lou: <nadal
trzymał twoją rękę> Wiesz, jesteś świetną dziewczyną… <patrzył cały czas
na swoje buty, a potem spojrzał Ci prosto w oczy > Miło mi się z Tobą
rozmawiało… Bo no, ciężko jest znaleźć osobę, z którą można rozmawiać o
wszystkim i o niczym i nadal być sobą… <przysunął się bardziej do ciebie,
tak że staliście teraz bardzo blisko…>
Ty: Ja też się cieszę, że Cię poznałam… <zaczęłaś nerwowo
pocierać okładkę zeszytu, który trzymałaś w wolnej ręce wraz z teczką>
*Staliście patrząc sobie w oczy, naprzeciwko siebie przez
parę minut…*
Louis: Masz najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek
widziałem…
Ty: Ale ty wiesz, że oczy to zwierciadła duszy?
Lou: Dlatego mówię…
*Wasze usta zaczęły się zbliżać, jednak nie doszło do
pocałunku… Przerwał wam przeraźliwy odgłos,
Louis puścił twoją rękę i krzyknął jak mała dziewczynka, a ty wypuściłaś
zeszyt i teczkę tak, że wszystkie notatki rozsypały się po podłodze… Staliście bezruchu, aż nagle pojawił się kot twojej
sąsiadki, który najwyraźniej był winowajcą owego dźwięku…*
Lou: Nie musisz się bać, nawet tego stwora w moim
towarzystwie, bo jestem…
Ty: Tak się przestraszyłeś, że puściłeś moją rękę pomimo
obietnicy… Więc kim jesteś? <spojrzałaś mu w oczy, po czym się nachyliłaś,
aby pozbierać kartki z podłogi>
*Lou widząc to, robi to samo i Ci pomaga…*
Lou: Wiesz ja…
Ty: To był tylko żart… Nie jestem zła… Chociaż jakby to było
prawdziwe włamanie…
*Zaczynacie się śmiać z całej tej sytuacji, klęczycie
naprzeciwko siebie znów bardzo blisko, powoli wstajecie nie odrywając od siebie
oczu. Louis podaje Tobie zeszyt i jakieś papierki, a ty całujesz chłopaka w
policzek, on zaskoczony patrzy na ciebie…*
Lou: A to za co? Przecież to ty byś musiała mnie ratować…
Ty: Może i tak… Ale ty zawsze będziesz moim Supermanem…
*Wkładasz mu jeden palec do przedniej kieszeni u spodni i w
ten sposób go do siebie przyciągasz, aby wasze usta złączyły się w długim
namiętnym pocałunku… Od tej chwili już na zawsze Louis był twoim Supermanem, a
ty jego Marchewkową Panią…*
Opracowała: B
Przepraszam że przeszkadzam ci w pisaniu ale mam do cb pytanie: Czy masz jakieś imaginy o Lou 18+? nie spoko. nie jestem zboczona tylko lubie sobie poczytać takie tam...dobra jestem zoboczna -_-
OdpowiedzUsuńMarina